Promocja dla golasów
Smutek mnie ogarnia, bo jak łatwo można się zagalopować. Przydarzyło się to, niestety, Małgorzacie Szumowskiej i jej najnowszej „Twarzy”. Z kina wychodziłam z mieszanymi uczuciami. Były bowiem chwile, co prawda rzadko, ale jednak, gdy film chwytał za gardło, z drugiej jednak strony – drażnił i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka chce na siłę udowodnić, że jesteśmy prostakami, rasistami, nieudacznikami i obłudnikami z zaścianka. Co tu udowadniać? Przecież to już było. A mimo to film zdobył Srebrnego Niedźwiedzia na tegorocznym Berlinale.
Punktem wyjścia dla reżyserki była historia wzięta z życia – wypadek Grzegorza Galińskiego i przeprowadzenie pierwszego w Polsce przeszczepu twarzy. To pretekst do postawienia diagnozy – jesteśmy beznadziejnym przypadkiem. Szczycąca się łamaniem tabu autorka wcale nie jest w „Twarzy” odkrywcza. Picie na umór? Proszę bardzo. Awantury przy Wigilii? I owszem. Pazerni księża? Jak najbardziej. Komunijne sukienki balowe i zajeżdżanie karocą przed kościół? Też da się gdzieś wcisnąć. Lubujący w pikantnych szczegółach spowiednik? Ależ oczywiście, nie mogło go zabraknąć. Przydałoby się jeszcze jakieś mocne wejście. Może coś chwytliwego? Promocja dla golasów w markecie będzie w sam raz. Jak miło popatrzeć na bijących się o telewizory ludzi w majtasach. Wypadek głównego bohatera też niech będzie spektakularny. Pasowałoby, żeby spadł z ogromnej figury Chrystusa. Takim przewidywalnymi torami podążyła Szumowska.
Żebym się również nie zagalopowała – dla odmiany będzie o tym, co mi się w filmie spodobało. Rewelacyjna jest Agnieszka Podsiadlik w roli siostry głównego bohatera. Roman Gancarczyk jako ksiądz rozbawił mnie do łez. Piękne są zdjęcia Michała Englerta, sceny w szpitalu, przeszklone ściany, widok na miasto nocą i bohater zamknięty niczym w wieży – dla mnie mistrzostwo. I jedno, czego nie przewidziałam. Nigdy nie wpadłabym na to, jak zachowa się dziadek w trumnie.