Bitewka
Jak nie było filmu o Dywizjonie 303, to nie było, ale gdy już się filmowcy do niego zabrali, to zaczęłam myśleć, że z pewnymi rzeczami przesadziłam i pod ich wpływem widzę podwójnie. Dwie premiery na ten sam temat w jednym miesiącu – „303. Bitwa o Anglię” i „Dywizjon 303”.
Jako pierwszy pojawił się „Hurricane” (tytuł oryginalny), czyli „Bitwa o Anglię”. Miało być tak pięknie, bo historia polskich lotników – samograj, aż prosiła się o ekranizację. Zabrał się za nią David Blair, ceniony na Wyspach reżyser telewizyjny. To, że pracował do tej pory głównie nad serialami, niestety w filmie widać. Najbardziej kuleją efekty specjalne, raczej… niespecjalne. Choć – wstyd się przyznać – są w „Bitwie o Anglię” momenty, kiedy naprawdę się wciągnęłam – ma się jednak tę słabość do tych wspaniałych mężczyzn w swych latających maszynach. Rozbawiły mnie dialogi, kibicowałam Iwanowi Rheonowi w roli Jana Zumbacha, a twórcom jestem wdzięczna za gorzką końcówkę.
Ciekawostką był dla mnie udział w filmie Milo Gibsona, syna Mela, tego Mela (John Kent alias Kentowski). Po tacie na pewno odziedziczył wzrost. Rozmiłowanie w brutalnych scenach, póki co, się nie ujawniło.