Co przyniesie jutro

Film intymny, kameralny, rozpisany na trzy osoby – żonę, męża i ich syna. Poruszający i kipiący od emocji dramat porzuconej kobiety. Jak pozbierać się po rozstaniu? Jak zbudować życie na nowo? Co przyniesie jutro? Najnowszy film Williama Nicholsona to propozycja przede wszystkim dla pań. Ponadto rzecz dzieje się w pięknych okolicznościach przyrody. Nie byłabym sobą, gdybym tego nie napisała. Ach te klify Południowej Anglii! Pakuję się i jadę na Hope Gap!

Trudno o bardziej niedobraną parę. Ona (w tej roli Annette Bening) – wypija herbatę tylko w połowie, bo nie lubi gdy coś się kończy, nadpobudliwa, nieustannie gadająca, prowokująca, atakująca. On (Bill Nighy) – wycofany, zamknięty w sobie, powściągliwy, małomówny, nieobecny i nijaki. Jest także syn (Josh O’Connor) – posłaniec pomiędzy nimi. Jak mogli się ze sobą związać? „Wsiadłem kiedyś do niewłaściwego pociągu” – komentuje mąż. I byłby jechał tym pociągiem nie wiadomo, jak długo, gdyby nie spotkał tej drugiej. Wziął się zatem na odwagę i po 30 latach porzuca żonę. Standard. Były niestety chwile, że doskonale rozumiałam, dlaczego to robi – tak irytująca jest jego żona.

W „Co przyniesie jutro” widz obserwuje etapy straty, przez które przechodzi Grace, główna bohaterka: zaprzeczenie, wściekłość, rozgoryczenie, depresję. Czy zrozumie motywy, którymi kieruje się bohaterka? To już sprawa dyskusyjna. Jest jednak kilka scen zapadających w pamięć, jak ta na schodach, gdy Grace „nie pamięta, czy szła na górę czy na dół” ale, jak zauważa syn: „widać stąd drzwi”.

Złamane serce, zburzone życie, ból rozstania, smutek i gorycz. Któż z nas tego nie doświadczył? „Znane mi są te okolice” – taki tytuł nosi antologia poezji, nad którą pracuje Grace i która, za namową syna, przeradza się w stronę internetową. Znaleźć tutaj można ułożone w strofy słowa pocieszenia, wsparcia, zrozumienia. Inni też to przecież przeżywali.