Futrzak z lodówki
Mieszanka filmowych gatunków, absurdu, czarnego humoru, mnogość konwencji, montaż skojarzeniowy, no i ten futrzak kurczak wyskakujący z lodówki… Przyzwyczajeni do tradycyjnego układu zdarzeń mogą się poczuć nieco zagubieni. Dla mnie „Najgorsze wiersze świata” nie były wcale takie najgorsze. Film mnie wciągnął i rozbawił.
Twoja praca przyprawia Cię o mdłości? Wybierz się na „Najgorsze wiersze świata”! Szef widzi w Tobie maszynkę do pieniędzy? Zapraszam na ten film! Nie masz pomysłu na siebie? Przyjdź do kina! Męczy Cię korporacja? Daj się porwać absurdom „Najgorszych wierszy świata”! Rzuciła Cię druga połowa? Na to nie mam lekarstwa…
Tamas (grany przez reżysera Gabora Reisza) przeżywa lekkie załamanie. Rzuciła go dziewczyna. Z romantycznego (skąd to przekonanie?!) Paryża przenosi się do rodzinnego Budapesztu. Mierzi go praca w agencji reklamowej. Ostatnie zlecenie dla firmy drobiarskiej Pipi (polski smaczek jako niespodzianka!) jest dla głównego bohaterem istnym koszmarem. Nic więc dziwnego, że Tamas rzuca się we wspomnienia.
W „Najgorszych wierszach świata” świat rzeczywisty miesza się z tym zmyślonym, przeszłość z teraźniejszością, śmieszność ze wzniosłością, a powaga ustępuje grotesce. Reżyser gra konwencjami i przyzwyczajeniami widza. Mamy reklamę, teledysk, serial, horror i film noir. Tak jak bohater wprost z łóżka skacze do basenu, tak my skaczemy do jego głowy, w której kotłują się zmyślony dziewczyny, opresyjne nauczycielki, koncerty, rodzinne obiady, znienawidzone uliczne bilbordy i mrówkę w roli głównej na pogrzebie ukochanej ciotki.
Świetna recenzja. Wybiorę się na film w Gdańsku,