Przegwizdane

Antykryminał z dość skomplikowaną konstrukcją, licznymi przewrotami, niemal całkowitym brakiem pościgów i strzelanin, bez wyraźnego podziału na dobrych i złych. Całość przyprawiona odrobioną absurdu i operowymi ariami. Kto nie lubi Barcarolle, skończy marnie.

Sprzedajny policjant, piękna femme fatale, nawiązania do kina noir, cytaty z westernów, Hitchcocka i „Gildy” Wildera. Niejasna sieć powiązań pomiędzy policją a gangsterskim półświatkiem. Przekupny główny bohater na usługach bandytów przybywa na tytułową Gomerę, by uczyć się gwizdanego języka. W ten sposób ma się porozumiewać podczas akcji odzyskania milionów euro. Co z tego wyniknie? Łatwo nie będzie.

Corneliu Porumboiu nie traktuje swojego filmu do końca serio. Do tego stopnia, że odniosłam wrażenia jakby „La Gomerę” zrobił od niechcenia. Reżyser nie panuje nad przebiegiem akcji. Cyklicznie wprowadzane postaci (film podzielony na części opatrzone ich imieniem) powodują, że trudno się połapać, kto jest kim i dlaczego tak a nie inaczej postępuje. „La Gomerze” brakuje emocji. Wyszedł film letni. Miał być zabawny, a nie był.