Jeźdźcy bez trzymanki

Nieoczekiwanie zwroty akcji, żonglerka filmowymi gatunkami, czarny humor, salwy śmiechu i chwile wzruszenia. „Jeźdźcy sprawiedliwości” to mieszanka wybuchowa.

Ostatnio często spotykam się z tym panem („Na rauszu”, „Jeźdźcy sprawiedliwości”). Może coś z tego będzie? Tym razem (w najnowszym filmie w reżyserii Andersa Thomasa Jensena), Mads Mikkelsen wciela się w żołnierza wracającego z misji wojskowej, by zaopiekować się córką Mathilde po tym, jak jego żona ginie w katastrofie kolejowej. A wszystko zaczyna się od kradzieży roweru… Potem jest już jazda bez trzymanki.

Grupa dziwaków z fiksacjami, kompleksami i chorobami. Do tego spora dawka czarnego humoru, absurd i świetne dialogi. To musiało tak się skończyć! „Jeźdźcy sprawiedliwości” wciągają widza na całego! Zaskakujące momenty, nieustanne zwroty akcji, tempo zawrotne, krwawa jatka, a za chwilę rodzinna sielanka przy choince. Jensen przekracza gatunkowe granie, bawi, rozśmiesza i wzrusza. Widz raz po raz wybucha śmiechem, by już w następnej scenie bić się pokornie w piersi.

Dawno w kinie nie śmiałam się w głos. „Jeźdźców sprawiedliwości” gorąco polecam!