Kolebany musical
5/10
Prędzej zjadłabym w kinie popcorn niż przewidziała, że Steven Spielberg sięgnie po musical. Jak przyznaje sam reżyser, od dawna marzył o tym, by móc zrealizować „West Side Story”. Najwyraźniej o Stevenie Spielbergu nie wiem nic.
Któż nie zna historii Romea i Julii i ich miłości niemożliwej? Szekspirowski dramat przeniesiony został na nowojorski Upper West Side lat pięćdziesiątych. W kultowych musicalu sprzed lat w roli nieszczęśliwych kochanków wystąpili: Natalie Wood (Maria) i Richard Beymeyer (Tony).
Dzieło z 1961 roku postanowił odkurzyć Steven Spielberg. Po co? To już wie tylko on sam. „West Side Story” w jego wydaniu nie ma lekkości oryginału. Film nie porywa, nie wzrusza, nie przekonuje. Owszem, świetna są zdjęcia Janusza Kamińskiego. Jest moment kiedy serce szybciej mi zabiło – hit „America”, świetna Ariana DeBose, porywająca choreografia, wirujące kolorowe sukienki na nowojorskiej ulicy. Reszta jednak nuży, dłuży się i męczy. Nie ma ognia, tylko taki kolebiący się musical. A już Ansel Elgort w roli Tony’ego to totalna porażka.
PS Mojej córce film się podobał. Szczególnie ożywiała się na wieść, że Tony (właściwie Anton) jest Polakiem.