Drive My Car

7/10

Film trudny. Wymagający od widza ogromnego skupienia, zaangażowania i maksimum uwagi. „Drive My Car” w reżyserii Ryusuke Hamaguchiego otrzymał nominacje do Oscara za: najlepszy film, najlepszą reżyserią, scenariusz adaptowany oraz najlepszy film międzynarodowy.    

„Drive My Car” to adaptacja opowiadania Haruki Murakamiego ze zbioru „Mężczyźni bez kobiet”. Reżyser Ryusuke Hamaguchi zabiera nas w podróż do miasta cieni – Hiroszimy. Wkraczamy w świat ludzi przeżywających traumy, tkwiących w emocjonalnym półmroku, prześladowanych przez widma nieżyjących bliskich. „Drive My Car” to film o żałobie, milczeniu, zdradzie, zazdrości, rolach, które odgrywamy, ale również ludzkiej solidarności (np. scena papierosowa w aucie). Spotkanie reżysera teatralnego i szoferki przynosi obojgu ulgę. To film także o tym, że każdy z nas ma w sobie martwe pole, do którego nikt nigdy nie odnajdzie drogi.

Film jest pełen niedopowiedzeń i przywodzi na myśl dzieła francuskiej Nowej Fali poprzez ciągłą grę z innymi tekstami kultury, nowe techniki narracji i montażu (napisy początkowego pojawiają się chyba w 40 minucie projekcji). Przeszło połowę czasu zajmują próby czytania „Wujaszka Wani” Czechowa, sztuki, w której Hamaguchi – jak sam przyznaje – się zakochał. Film trwa 3 godzin (reżyser i tak jest łaskawy, wcześniejszy „Happy Hour” to bagatela 5 godzin i 17 minut). To film dla widzów cierpliwych. Obraz do kontemplacji i rozmyślań. A im więcej o tym filmie myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że był dobry.

Niektóre sceny pozostaną w pamięci na zawsze, jak ta z kolorowymi kwiatami na śniegu w miejscu zawalonego domu. I tylko kino stwarza możliwość przeniesienia się z premiery teatralnej wprost do marketu z czasów pandemii.