Czarny telefon
7/10
Po tym filmie inaczej patrzeć będziesz na jajecznicę serwowaną na tacy do łóżka. „Czarny telefon” nie jest może zbyt odkrywczy, jednak ma w sobie to coś. Element niepokoju, niepewności i mroku.
Zamaskowany psychopata, który więzi swoje ofiary w piwnicy i tam też skrywa swoje mroczne tajemnice. Takie historie wiedzieliśmy w kinie nie raz jeden. Jednak „Czarny telefon” w reżyserii Scotta Derricksona nie jest wcale taki oczywisty. Ma klimat, dość mroczną atmosferę, którą sprawnie buduje muzyka i sposób kadrowania. Sprane kolory potęgują uczucie dyskomfortu i przygnębienia. Dobrym posunięciem było obsadzenie Ethana Hawke (sympatycznego chłopaka z sąsiedztwa) w roli czarnego charakteru.
Na początek mamy dramat obyczajowy, który przechodzi w thriller, by w końcu stać się horrorem. To właśnie dzięki temu zabiegowi „Czarny telefon” pełen jest sugestii, niedomówień i tropów. A scena bicia paskiem przez ojca jest naprawdę przejmująca (potem będzie miała swoją paralelę). Niektórym może się dłużyć początek filmu. Nic się jednak nie dzieje bez powodu. Widz ma świadkiem przemiany głównego bohatera.
„Czarny telefon” to dowód na to, że można zrealizować całkiem niezły film przy niskim budżecie. Cytowany jako klasyk raczej nie będzie, jednak zobaczyć go warto. Dla mnie nie był to czas stracony.