Chrzciny
Było „Wesele”, teraz czas na „Chrzciny”. Reżyserzy uparli się, by o polskiej rzeczywistości opowiadać z perspektywy rodzinnych uroczystości. Stawiam, że już niebawem pojawi się film o pogrzebie.
Jakub Skoczeń sięgnął po farsę. Opowiedziana w „Chrzcinach” historia rozgrywa się w dniu ogłoszenia stanu wojennego. Z okazji chrzcin najmłodszego wnuka ma się spotkać cała rodzina. A rodzina, jak to bywa w farsie, niezwykle barwa. Jest partyjniak, świętoszkowaty solidarnościowiec, seksowna wielbicielka przemycanych towarów, zarobiona i pyskata, samotna Matka Polka, panna z nieślubnym dzieckiem oraz oczko w głowie, oddający się nałogom, najmłodszy synuś.
A że rodzina barwna, to wiadomo – skłócona. Zwaśnione dzieci postanawia pod jednym dachem zgromadzić i pogodzić główna bohaterka Marianna (w tej roli Katarzyna Figura), dzieci owych rodzicielka. Sęk w tym, że plany krzyżuje generał Jaruzelski. Marianna postanawia jednak zataić prawdę, a spotkanie rodziny po latach jest oczywiście okazją do wzajemnych żalów i pretensji. Wszyscy skoczą sobie do oczu. Światło dzienne ujrzą skrywane tajemnice i animozje.
Jak dla mnie za duże w „Chrzcinach” zagęszczenie tych typowych typów. Komplikacja goni komplikację, przywara – przywarę, awantura – awanturę. Film warto jednak zobaczyć dla Katarzyny Figury. Symbol seksu i zmysłowości w nietypowej dla siebie roli upartej wiejskiej gospodyni. Wspomnienia z „Żurku” powróciły.