Bestie

7/10

W świat filmu wkraczał jako scenarzysta. I to widać. Rodrigo Sorogoyen potrafi opowiadać historie. „Bestie” luźno nawiązują do tragedii, która wydarzyła się w miejscowości Santoalla, położonej w hiszpańskiej Galicji. Holender, który tam się osiedlił zniknął bez śladu. Kilka lat później okazało się, że został zamordowany przez sąsiada. W ten sposób zakończył się zażarty konflikt o własność lasu i sprzedaż sosen.

W „Bestiach” w wymarłym miasteczku na prowincji zamieszkuje hiszpańskie małżeństwo. Właśnie tutaj chcą zrealizować swoje marzenia o życiu w zgodzie z natura, ekologicznych uprawach. Pracują w pocie czoła, od rana do zmierzchu. Takie postępowanie nie wszystkim się podoba. W biednym, sfrustrowanym, patriarchalnym świecie nie ma miejsca na dialog. Tutaj nie idzie się na ustępstwa czy kompromisy. Tym bardziej, że „obcy” sprzeciwiają się pomysłowi, by w okolicy powstały siłownie wiatrowe.

Kameralne, a jednocześnie mocne kino. Historia o niezrozumieniu, wzajemnej wrogości i przemocy. Twórcy nie idą jednak na łatwiznę. Nie ma prostego podziału na mających monopol na rację mieszczuchów i nieokrzesanych wieśniaków. Choć sielankowe sceny pracy na roli, krzątania się w gospodarstwie przeplatane są brutalnymi konfrontacjami z agresywnymi sąsiadami, przybysze znajdują również przyjaciół, zainteresowanych ich losem.    

„Bestie” poruszają podobne problemy jak „Alcarras” w reżyserii Carli Simon czy „Osiem gór”. Są jednak zdecydowanie bardziej mroczne.