Figurant

6/10

„Figurant” w reżyserii Roberta Glińskiego to niewykorzystany potencjał. Ciekawy temat, utalentowany aktor w głównej roli, mógł powstać rasowy thriller, a wyszło rozczarowanie.  

Akcja „Figuranta” kręci się wokół inwigilacji Karola Wojtyły w czasach, kiedy był biskupem w Krakowie.  Inwigilowany pojawia się w filmie tylko od czasu do czasu.  Głównym bohaterem jest bowiem młody ambitny ubek Bronek Budny (w tej roli Mateusz Więcławek). Jak mówią twórcy, Bronek to postać fikcyjna, choć – rzecz jasna – inwigilacja przyszłego papieża miała miejsce. Karol Wojtyła w aktach bezpieki określany był kryptonimem Pedagog. W momencie wyboru na papieża, do Warszawy przekazano 18 pudeł materiałów związanych z Pedagogiem.

Oddalam się jednak za bardzo od tematu. „Figurant” nie przekonuje i nie wciąga. Wręcz nudzi. Nie pomogło obsadzenia w roli głównej jednego z najlepszych aktorów młodego pokolenia. Jednak nawet Więcławek nie jest w stanie wycisnąć wiele z kiepskiego scenariusza. Aż trudno uwierzyć, że popełnił go Andrzej Gołda, spod którego ręki wyszedł „Doppelgänger. Sobowtór”. Tu powinno aż kipieć od emocji, dramatów, rozdarcia. Trudno uwierzyć w motywacje bohatera. Za wyjaśnienie postępowania ma nam wystarczyć stwierdzenie, że po wojnie trafił do bidula prowadzonego przez zakonnice, które skutecznie wybiły mu Pana Boga z głowy. Albo żona, która ślepo wierzy w zapewnienia, że bohater para się czymś zupełnie innym. A kto był w górach, ten wie, że nie da się kogoś nagle zza skały zaskoczyć i zrobić niespodziankę na środku szlaku.   

Film jednak ma swój klimat, a to za sprawą czarno-białych zdjęć Adama Bajerskiego („Zmruż oczy”, „Sztuczki”). Puntem wyjścia są archiwalne filmy z Krakowa lat 50-tych, które płynnie przechodzą we właściwy obraz. Zabieg ten jest powtarzany kilka razy. Wydarzeniom towarzyszy niekiedy głos z offu z kroniki filmowej.