Back do Black
6/10
Filmowa biografia Amy Winehouse rozczarowuje. Jednak pierwsza rzecz, jaką zrobiłam po powrocie do domu z seansu, to włączenie jej płyty.
Sporo ostatnio biografii muzycznych gwiazd. Mieliśmy film poświęcony Freddiemu Mercury’emu, Elvisowi Presleyowi. Teraz przyszła kolej na Amy Winehouse. Wyjątkowa artystka, szczera do bólu, niezaprzeczalnie wielki talent. Zmarła w wieku 27 lat, dołączając do „Klubu 27”. Borykająca się z wieloma problemami, autodestrukcyjna, przemocowa i głęboko zaburzona. Najnowszy film o niej ślizga się po tych wątkach. To raczej banalnie opowiedziana historia zmontowana z hitów, których teksty są komentarzem do tego, co widzimy akurat na ekranie. A jak wiemy, teksty Amy były bardzo osobiste, niekiedy aż ekshibicjonistyczne.
„Back to Black. Historia Amy Winehouse” rozpoczyna się cytatem „Chcę, aby ludzie słysząc mój głos, choć na chwilę mogli zapomnieć o swoich problemach”. Już to daje do myślenia. Film wybiela bohaterkę. Przedstawia ją przede wszystkim jako ofiarę nieszczęśliwej miłości (czarny charakter Blake Fielder-Civil). Wybiela również kontrowersyjną postać ojca. Zapewne film realizowany był pod dyktando rodziny.
Odtwórczyni głównej roli Marisa Abela nie gra, lecz naśladuje Amy. Jednak partie wokalne wypadają świetnie. Aktorka musiała włożyć w to naprawdę dużo pracy.