Do usług szanownej pani
6/10
Po francuskiej komedii spodziewałam się czegoś lepszego. Może miałam zbyt duże oczekiwania. „Do usług szanownej pani” mimo dużego potencjału, rozczarowuje. Lampka ostrzegawcza, że to jednak nie mój typ, zapaliła się po kilku minutach, gdy główny bohater pakujący podróżną walizkę, wkłada do niej również słodkiego pluszaczka. Zresztą obsadzenie w głównej roli Johna Malkovitcha okazało się niezbyt fortunnym posunięciem. Pomocny pokrzepiacz o spojrzeniu psychopaty?
Film powstał na podstawie książki Gillsa Legardiniera. Za ekranizację zabrał się sam autor powieści i być może w tym trzeba szukać przyczyn niepowodzenia (to jednak dwa różne sposoby snucia opowieści). Niezła historia z potencjałem, a niestety powstał niewypał.
By zaleczyć rany i ukoić tęsknotę po śmierci ukochanej żony, Andrew Blake (w tej roli John Malkovitch) przyjeżdża do Francji. Przez pomyłkę zostaje wzięty za kandydata na lokaja w pałacowej rezydencji. Poznaje tam ochmistrzynię Odile, pokojówkę Manon, ogrodnika Philippe oraz oczywiście właścicielkę pałacu (Fanny Ardant). Każdemu z nich spróbuje pomóc.
„Do usług szanownej pani” może się spodobać, jeśli nie ma się zbyt dużych oczekiwań. Są momenty dość zabawne, znajdzie się coś dla miłośników kotów i francuskiej kuchni. Film ku pokrzepianiu serc. Przekonujący, że nigdy nie jest za późno. W sam raz do obejrzenia na kanapie w czasie świąt (jakaś odmiana przy Kevinie), bo choinkowy akcent również w filmie występuje.