Drużyna A(A)
5/10
Twórcy kinowego hitu „Johnny” tym razem zrzucili poprzeczkę. W „Drużynie A(A)” drzemał potencjał, ale jedynie zachrapał i przewrócił się na drugi bok. Dobudzić się nie dał. „Drużyna” Czwórka anonimowych alkoholików, by zdobyć pieniądze na dalsze funkcjonowanie ośrodka, podejmuje wyzwanie. Muszą przemycić przez Polskę dwie cysterny spirytusu. Zapowiada się niezła jazda, jednak w tym szaleństwie nie ma metody.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że „Drużyna A(A)” to zbiór różnych pomysłów na tzw. sukces. Zróbmy tak, żeby było wesoło. Dobra! No i żeby było trochę smutno. Dobra! I żeby to był film drogi. Okej. I taki trochę kryminał. Nooo… I wrzućmy do tego animację. Acha. Może kowboje i zabawa w stodole. Musi też być czarny charakter, ale żeby to była postać taka naprawdę zła. Taka zła, że aż do szpiku kości zła. Okej! I koniecznie, żeby było dużo gwiazd. Mamy więc na ekranie: Danutę Stenkę, Michała Żurawskiego, Łukasza Simlata, Magdalenę Cielecką (w najgorszej roli od lat). Jest nawet Leszek Lichota, którego na początku jest najwięcej, a potem trach i nagle go nie ma, bo odjeżdża maluchem w siną dal. Ten zbiór elementów niekoniecznie tworzy spójną całość.
Co mnie najbardziej drażniło to nagłe porzucenie akcji, by w animowanej odsłonie streszczać życie bohaterów, by widz dowiedział się, jakie traumy doprowadziły do tego, że postać wpadła w szpony nałogu. Już niemal daję się wciągnąć i ponieść wariactwu, a tu łup! Po hamulcach. Daniel Jaroszek postanowił opowiedzieć o uzależnieniu inaczej, ale nie wyszło.