Spotlight
7/10
Nadrabiania przedpotopowych filmowych zaległości ciąg dalszy. Pomocny jest w tym Netflix, choć oglądanie filmu w domu, do seansu kinowego, oczywiście się nie umywa.
Poruszająca historia, wartkie tempo, świetne dialogi, obsada znakomita nawet na najdalszym planie. Nie ma moralizowania. Są gołe fakty. „Spotlight” sięga po prawdziwą historię. Nagrodzeni Pulitzerem dziennikarze śledczy „Boston Globe” zebrali i nagłośnili przerażające dane na temat siatki pedofilskiej w kościele katolickim w Stanach. „Spotlight” nie jest kinem wybitnym, ale niesie go ważkość tematu. Nie poznajemy bliżej ofiar przestępstw, nie widzimy drapieżców w akcji, historię poznajemy zza redakcyjnego biurka. Jesteśmy włączeni w pasjonujące dziennikarskie śledztwo.
Na zlecenie nowego szefa, dziennikarze „Boston Globe” mają przyjrzeć się sprawie przestępstw seksualnych dokonywanych przez miejscowych duchownych. Skala zjawiska poraża, zakłamanie, obłuda, niszczenie ofiar, manipulowanie, biskup, który nie robi nic, by przestępstwom zapobiec. Stworzył system, by tuszować nadużycia. Scenariusz jest zawsze ten sam – przenosi księży do innej parafii.
„Spotlight” to również opowieść o dziennikarstwie, które w takim wydaniu jest już rzadkością. Nie chodzi o sprzedaż nakładu, nie chodzi o to, żeby się podlizać lokalnym władzom, by zdobyć pieniądze. Dziennikarze „Boston Globe chcą pokazać prawdę i zmienić świat na lepsze, choć i im zdarzyło się popełnić grzech zaniedbania. Ja również mogę jedynie bić się w piersi. Kto z lokalnych mediów zajął się sprawą ks. Makulskiego?
Film kończy wyświetlona długa lista miast, w których ujawniono przypadki molestowania seksualnego przez księży. Z Polski znalazł się na niej Poznań.