Czas mroku
8/10
Haniebnych zaległości nadrabiania ciąg dalszy. Tym razem posiłkując się Netflixem włączyłam „Czas mroku” z Oscarową rolą Gary’ego Oldmana.
Winston Churchill w wydaniu Gary’ego Oldmana? Oklaski! Oscar jak najbardziej zasłużony. „Czas mroku” to spektakl jednego aktora. Reszta obsady jest tłem dla kreacji Oldmana, choć oczywiście są role, które również zapadają w pamięć (m.in. Kristin ScottThomas).
Fabuła skupia się na pierwszych tygodniach rządów Churchilla, kiedy ważyły się losy Wielkiej Brytanii i jej roli w drugiej wojnie światowej. Churchill w filmie przedstawiony jest jako ten, który nigdy nie miał złudzeń co do Hitlera i był jego zażartym wrogiem. Ktoś taki przydałby się w obecnych czasach. Choć tworząc tę postać łatwo było popaść w przesadę, Gary Oldman zagrał koncertowo. Świetnie naśladuje sposób chodzenia, gestykulację, mamrotanie premiera.
Otrzymujemy portret podstarzałego polityka, sarkastycznego, apodyktycznego, opryskliwego, który nie potrafi zapanować nad swoim gniewem, sieje postrach, pije whisky do śniadania, szampana na lunch i który w kilka dni staje się liderem. Choć to człowiek pełen dziwactw i słabości, jest jednocześnie niezłomny i odważny.
Rola Oldmana niesie cały film. Na uznanie zasługują również: klimatycznie wyblakłe zdjęcia, dopracowana scenografia i kostiumy. Jak dla mnie, bardzo udany wieczór w domu. Gdybym miała się czegoś czepiać, to sceny w metrze. Społeczeństwo murem za premierem! No i ta poprawność polityczna. Znawcą literatury okazuje się ciemnoskóry pasażer.