Gaucho Gaucho

8/10

Jak przeżyć wstrząs po poniedziałkowym powrocie do pracy? Każdy ratuje się jak umie. Można na przykład wybrać się do kina. Nie mogłam trafić lepiej. Film „Gaucho Gaucho” przeniósł mnie do innego świata, gdzie czas się zatrzymał i nikomu się nie spieszy.

Tandem Michael Dweck i Gregory Kershaw powraca i z lasów Piemontu, w których poznaliśmy uroczych „Truflarzy” i ich wierne psy, przenosi nas do dalekiej Argentyny. Właśnie tam, w prowincji Salta żyje niewielka społeczność kowboi – gauchos.

Jakieś skojarzenia z kowbojami? Może westerny? Jak westerny, to pościgi, zasadzki, walki i strzelaniny. Nic z tych rzeczy. „Gaucho Gaucho” to film niespieszny, nastrojowy, przepełniony trudną do nazwania tęsknotą i nostalgią. Poznajemy ludzi w różnym wieku, którzy uczą nas, jak czerpać radość z prostego życia, bliskości z naturą i przyjaciółmi. Małe przyjemności i troski dnia codziennego. Proste czynności, które urastają do rangi rytuałów.

Statyczna kamera. Wiele rzeczy dzieje się poza kadrem. Obserwujemy na przykład zawody w ujeżdżaniu koni, a na ekranie na pierwszym planie widzimy plecy komentatora. Chłopcy rywalizujący w rzucaniu do celu. Widzimy ich, a cel jest poza kadrem.

„Gaucho Gaucho” to galeria postaci żyjących zgodnie z własnym rytmem i w zgodzie ze sobą. Bardzo biednych, a mimo to szczęśliwych. Coś dla siebie znajda tu również miłośnicy wysmakowanych kadrów, pięknych pejzaży i majestatycznych gór. „Gaucho Gaucho” to piękny film, pozwalający się zatrzymać i docenić uroki życia.