Wszystkie odcienie światła
8/10
Trzy kobiety w różnych wieku. Każda z nich inna, każda doświadczona przez los, każda na swój sposób szukająca szczęścia i każda niosąca pomoc, wsparcie i zrozumienie.
Los tak sprawił, że „Wszystkie odcienie światła” obejrzałam krótko po lekturze „Kamiennych tablic” Żukrowskiego, więc ponownie mogłam zanurzyć się w świecie indyjskiej egzotyki, podziałów, dysproporcji, religii i zwyczajów. „Wszystkie odcienie światła” przeniosły mnie do Mumbaju w porze deszczowej, miasta marzeń, albo – jak kto woli – złudzeń (kwestia z filmu). Właśnie tutaj mieszkają bohaterki, poznały się pracując w szpitalu. Już od pierwszej sceny czuje się, że reżyserka to rasowa dokumentalistka („Wszystkie odcienie światła” to jej fabularny debiut). Mimo to filmowi nie brakuje magii i poezji.
„Wszystkie odcienie światła” to film o samotności, tęsknocie, cierpieniu i siostrzeństwie. Kapitalnie łączy smutek z elementami komicznymi. Historia pięknie opowiedziana, zaskakująca i nieoczywista (np. noc spędzona z ryżowarem). Z pewnością nie jest to obraz dla każdego. Film toczy się powili, ma swój niespieszny rytm, któremu pozwoliłam się ukołysać.