Po polowaniu
6/10
Otwarcie filmu – miarowe głośne tykanie zegara, dźwięk dla mnie dość irytujący. I to uczucie towarzyszyło mi przez większość seansu. Nie dość, że „Po polowaniu” to zgromadzenie kilku antypatycznych postaci, to jeszcze w ostatnim rzędzie zasiadła trójca szeleszcząca, chrupiąca, gadająca i chichocząca przez większość filmu.
Wracając do początku. W krótkich scenach poznajemy uporządkowany świat i codzienną rutynę głównej bohaterki Almy. Przebudzenie, poranne tabletki, wykłady, spotkania ze studentami. Potem następują równie uporządkowane napisy. Grzeczne białe litery na czarnym tle, nazwiska wymienione w kolejności alfabetycznej. A owo tykanie zegara to odliczanie do wybuchu…
Uniwersyteckie środowisko Yale. Intelektualne dysputy, towarzyskie spotkania, żarty, przekomarzania, naukowe plany. Nic jednak nie jest takie jakie się wydaje. Zwyczajne odprowadzenie do domu pociąga za sobą lawinę wydarzeń. Pełna niedopowiedzeń i mylnych tropów opowieść kluczy. Nie wiemy, kto kłamie, kto mówi prawdę. Niemal do ostatniej sceny odkrywane są kolejne elementy układanki, rzucające nowe światło na bohaterów i ich decyzje. „Po polowaniu” nie jest łatwe w odbiorze. Dysputy nużą, filozoficzne dywagacje męczą. Interesująco zaczyna się robić, gdy jest zdecydowanie mniej etycznie.
Kto liczył na rasowy thriller i rozwiązanie zagadki, może się rozczarować. To raczej film o schematach, w których tkwią bohaterowie, pułapkach, w jakie wpadają i o tym, jak wzajemne oskarżenia wpływają na ich relacje. Dobrze wypadła Julia Roberts w roli głównej. Mistrzem drugiego planu jest natomiast partnerujący jej Michael Stuhlbarg, który pod maską kryje dramat nieodwzajemnionej miłości.
