Strefa interesów

9/10

Mimo, że w filmie nie zobaczymy przemocy, nie ma w nim ani jednej drastycznej sceny, „Strefa interesów” przeraża. Z kina wyszłam walcząc z mdłościami.  Film przejmujący, o którym nie można przestać myśleć, ze znakomitą Sandrą Hűller w roli „Królowej Auschwitz”.

Pierwsza scena – rodzinna idylla, piknik nad wodą. Grupa osób wypoczywa na trawie, kąpie się, zbiera leśne owoce.  Śmiechy, zabawy, rozmowy. Po powrocie do domu mężczyzna zakłada mundur esesmana. To komendant obozu Auschwitz-Birkenau Rudolf Höss.

Takiego obrazu o Zagładzie jeszcze nie było. Właściwie to jakbyśmy śledzili dwa filmy. Jeden to ten, który się widzi, a drugi ten, którego się słucha. Przerażające jest to, czego się domyślamy, podskórnie czujemy, wyobrażamy. „Strefę interesów” ogląda się w ciągłym napięciu, ze świadomością, że obok w tej samej chwili dokonuje się największa zbrodnia w historii.

Twórcy nie pokazują cierpienia, śmierci, terroru. W „Strefie interesów” reżyser Jonathan Glazer, portretując rodzinę komendanta obozu, opowiedział o obojętności, okrucieństwie, bezmyślności i braku jakiekolwiek refleksji. Willa stojąca tuż przy murze obozu, w odległości 100 metrów od komina najbliższego krematorium, dla zamieszkującej ją rodziny jest rajem dla ziemi. Określenie to pada w filmie kilkukrotnie. Piętrowy dom z centralnym ogrzewaniem, obok ogród kwiatowy i warzywny, szklarnia, altana, basen. Obozowy mur można ozdobić roślinnością.  

I tylko w tle słyszymy krzyki, wystrzały, płacz dziecka, lament kobiety, odgłosy nadjeżdżającego pociągu i nieustanny, niepokojący, trudny do sprecyzowania łomot czy dudnienie. Noce rozświetla łuna z obozowych pieców. W gabinecie toczą się rozmowy na temat wydajności komór gazowych i pieców, przedstawiane są nowe rozwiązania, które koniecznie trzeba opatentować. Żona przymierza futro dostarczone z obozu, maluje usta szminką, którą znalazła w kieszeni futra. Syn bawi się złotymi zębami trzymanymi w pudełku po zapałkach. Znajome, które przyszły na ploteczki opowiadają o diamencie ukrytym w paście do zębów. Zaśmiewają się przy tym jak z najlepszego żartu.

Przeniesienie komendanta na inne stanowisko, żona traktuje jako wielką krzywdę. To rysa w ich sielankowym życiu. Szansą na powrót okazuje się akcja deportacji 700 tys. węgierskich Żydów. Co to oznacza? Nowe logistyczne wyzwanie, omawiane przy długim stole, podczas zebrania odbywającego się według harmonogramu. Wstrząsająca jest również scena, gdy Rudolf Höss przez telefon dzieli się z żoną spostrzeżeniem. Podczas koncertu (scena kręcona w zamku Książ) doszedł do wniosku, że trudno byłoby zagazować ludzi zgromadzonych w sali z uwagi na wysoki sufit.   

Jak podkreśla Jonathan Jonathan Glazer „Strefa interesów” to nie jest film o przeszłości. To historia nadal aktualna. Tak naprawdę niewiele trzeba byśmy stali się obojętni.         

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *