Powstaniec 1863

3/10

Nie było dla mnie nic nudniejszego niż lekcje historii w liceum. Jednak to nic w porównaniu z filmem „Powstaniec 1863”. Obraz ustanowił nowy rekord. Nowa jakość ziewania.

Do kina wybrałam się z powodu słabości do Sebastiana Fabijańskiego. Przekonałam się, że mimo wszystko nie powinno ulegać się słabościom. Choć aktor naprawdę ma talent, co udowodnił we wcześniejszych filmach, „Powstańca” jednak nie uratował. Sztuka ta nie udała się zresztą nikomu z gwiazdorskiej obsady (jest i Cezary Pazura, i Olgierd Łukaszewicz). Film rozpoczyna patetyczna sekwencja z Danielem Olbrychskim, który –  ze względu na pamięć przodków – uznał za swój obowiązek, by w „Powstańcu” się pojawić.  

Słaby scenariusz, drętwe dialogi, brak pomysłu na poprowadzenie aktorów. Sceny batalistyczne, których ze względu na niski budżet właściwie nie ma. Obrazu Artura Grottgera oczywiście nie mogło zabraknąć („Pożegnanie powstańca” w nowym wydaniu: hrabianka i zaściankowo urodzony żegnany). Do tego dymy, mgły i snujący się po lesie Fabijański. Wiadomo: ks. Brzóska – „Duch”.    

Jedyna korzyść z filmu. Jeśli ktoś jest wzrokowcem, może zapadnie mu w pamięć rok wybuchu powstania styczniowego. Zyskałam też nowy tekst na pożegnanie: „Wyruszam!”.   

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *