Eksperyment z barbarzyńcami
Samo zapamiętanie tytułu nie jest proste, a co dopiero obejrzenie filmu. Rumuński obraz „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy” jest trudny w odbiorze, jednak zobaczyć go warto. Odsłania karty historii, o których wiele osób nie miało pojęcia.
Interesujący, ambitny, z elementami humoru. Do tego bardzo niewygodny. Historia zawieszona między dokumentem i dramatem. Komedia o Zagładzie – brzmi prowokacyjnie. Film w filmie i eksperyment z językiem kina. Aktorka, grająca w filmie główną rolę, mówi wprost do kamery o projekcie, nad którym jako postać będzie pracować. Wcieli się w reżyserkę, która za cel obrała stworzenie spektaklu o niechlubnej karcie w historii Rumunii – eksterminacji ludności żydowskiego pochodzenia. Obserwujemy jej przygotowania do spektaklu-rekonstrukcji, mającego przedstawić wydarzenia z masakry odeskiej. Dziwny i dość przydługi tytuł to cytat z faszystowskiego dyktatora Rumunii, który dał przyzwolenie na czystki etniczne
Statyczne sceny, długie dialogi, całość przeplatana materiałami archiwalnymi. Film do łatwych nie należy. Prawdy trudne do przełknięcia: wszyscy chcą grać hitlerowców, nikt nie chce być Żydem czy Cyganem. Scena finałowej rekonstrukcji sfilmowana niczym relacja z miejsca zdarzania. Materiał z programu informacyjnego – widownia oklaskująca zagładę Żydów. Skąd my to znamy?