Alcarras

8/10

Film pachnący brzoskwiniami, a momentami także pomidorami. Subtelny, czuły, z nutką melancholii i sporą dawką humoru. „Alcarras” rozbawi i wzruszy. Gorąco polecam!

Cechy rozpoznawcze filmów spod ręki Carli Simon? Zmysł obserwacji, uważność na detale, autentyczność opowiedzianych historii, empatia i ciepło względem bohaterów. Tak było w przypadku „Lata 1993”. Tak jest i w „Alcarras”.   

Film skradnie wasze serca. Miasteczko w Kastylii i trzy pokolenia rodziny uprawiającej brzoskwinie. Nie sposób ich wszystkich nie polubić. Żyjący wspomnieniami nestor rodu, wybuchowy syn, dwie córki i urocze wnuki, dzięki którym „Alcarras” skrzy się humorem. Scena, gdy jedno z dzieci znajduje się w łyżce koparki jest kapitalna! Aż trudno uwierzyć, że wszyscy to naturszczycy.  

Harmonia oparta na celebrowaniu drobnych przyjemności (na przykład grill ze ślimakami w rolach głównych) i codziennych rytuałach. Do tego sielskiego życia ukradkiem wkrada się melancholia i poczucie przegranej sprawy. To na co pracowali latami, będą musieli utracić.  

Nie znajdziecie tutaj emocjonalnych bomb, czy emocjonalnego szantażu spod znaku von Triera. Chwytające za serce sceny są tak naturalne, oczywiste, że po prostu się dzieją. „Alcarras” to opowieść o świecie, który chyli się ku upadkowi, na który patrzymy chwilę przed jego unicestwieniem.