Napoleon

6/10

Z założenia film miał być zrealizowany z rozmachem. Tyle, że przy tych rozmachu twórcom poodpadały kończyny, a nawet głowa. „Napoleon” nie porywa, nie wciąga, nie pozwala widzom na jakąkolwiek identyfikację czy kibicowanie komukolwiek.

Ridley Scott, twórca takich obrazów jak: „Obcy. Ósmy pasażer Nostromo”, „Łowca androidów”, „Thelma i Louise”, które uznać możemy za kultowe, zmierzył się teraz z „Napoleonem”. Domyślam się, że chciał nie tylko odbrązowić, a wręcz obalić pomnik. Jednak to tylko moje domysły, bo tak naprawdę nie wiem, o co reżyserowi chodziło. Na „Napoleona” wybrałam się z sympatii do Joaquina Phoenixa.   

Być może reżyserowi przyświecało kilka tez. Teza numer jeden: niscy panowie są wielkim chodzącym kompleksem (w wielu przypadkach się  to sprawdza). Napoleon według Ridleya Scotta to nadęty, małostkowy maminsynek, mający problemy w łóżku. Teza numer dwa – Napoleon nie był genialnym strategiem lecz rzeźnikiem, który bez mrugnięcia okiem prowadził ludzi na śmierć. Podsumowaniem jego dokonań jest napis wyświetlający się na koniec filmu z tragiczną statystyką – liczbą ofiar.

Dlatego też w obrazie Scotta otrzymujemy karykaturę Napoleona, który strzela do piramid, nie przyznaje się do błędów, jest neurotykiem przekonanym o własnej wielkości. Trudno doszukiwać się w nim wielkości. Oglądając tego „Napoleona” aż trudno uwierzyć, że zmieniał świat i bieg historii. „Napoleon” Ridleya Scotta  nie porwie serc, nie wzbudzi emocji. To kilka scen bitewnych przeplatanych scenkami rodzajowymi.   

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *