Kos

7/10

Dobry scenariusz, zabawne dialogi, spora dawka humoru i ironii. Kos” skutecznie rozprawia się z naszymi narodowymi mitami. Jeśli ktoś do tej pory nie wiedział, dlaczego w Polsce się źle dzieje, po filmie już wie. Imaginujesz sobie, waćpan?   

Schyłek XVIII wieku i upadek Rzeczypospolitej. Akcja „Kosa” rozgrywa się tuz przed wybuchem powstania kościuszkowskiego. Do kraju z Ameryki powraca człowiek legenda – generał Kościuszko (w tej roli Jacek Braciak). Towarzyszy mu ciemnoskóry Domingo (Jason Mitchell). Reżyser zrealizował dziecięce marzenie o zrobieniu westernu. Mamy dwóch sprawiedliwych, którzy chcą zaprowadzić porządek w krainie bezprawia.    

Nie znajdziemy tutaj męczeństwa i mesjanizmu. „Kos” Pawła Maślony skutecznie rozprawia się z polskimi wielkopańskimi mitami, także z hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna” (znakomity tekst rotmistrza Dunina, czyli Roberta Więckiewicza). W filmie nie brakuje wyrazistych bohaterów, a na pierwszy plan wysuwa się postać chłopskiego bękarta Ignacego Sikory (w tej roli Bartosz Bielenia).

Twórcy punktują nasze wady: nadęcie, głupotę, chciwość, nietolerancje, egoizm, butę, poczucie wyższości, brak jakiegokolwiek planu na działanie. Osobami mocno stąpającymi po ziemi, zdroworozsądkowymi, przewidującymi i potrafiącymi trafnie ocenić sytuację są tutaj Amerykanin (Domingo) i Rosjanin (Dunin). O czymś to świadczy.   

Sporo w „Kosie” drwiny, humoru i makabry. To także krwawe kino zemsty i western (przedsmak kowbojskich klimatów mieliśmy już w „Magnezji”). Z każdą sceną akcja nabiera tempa, a sekwencje w dworku są  naprawdę znakomite. Film Maślony to coś nowego w polskim kinie, w światowym – już niekoniecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *