Obsesja

6/10

Już od pierwszej minuty widać, że to amerykański film pełną gębą. Przytulasy, całusy i rodzinna krzątanina przed barbecue.  W ten, na oko idealny, świat wkracza ona, telewizyjna gwiazda. Razem z nią stopniowo poznajemy trudną do zrozumienia historię.  

Reżyser Todd Haynes rozkłada na czynniki pierwsze (a może na łopatki) pozornie dobre związki, sielankowość życia rodziny z willi na przedmieściach i odsłania pęknięcia, rysy, wyszczerbienia. Im dalej, tym niedoskonałości więcej. W „Obsesji” sięgnął po historię z pierwszych stron tabloidów. Romans dojrzałej kobiety i dwunastolatka. Gdy sprawa wyszła na jaw, pedofilka trafiła do więzienia, tam urodziła dziecko. Po wyjściu kobiety zza krat, para się pobrała.    

Nic w tej historii nie jest oczywiste, począwszy od tytułu filmu. W oryginale brzmi „May December” – w ten sposób określa się związki ludzi, gdzie różnica wieku jest spora. W tym przypadku jest to blisko ćwierć wieku. Para doczekała się już trójki dzieci, które za moment opuszczą rodzinne gniazdo. Ona (Julianne Moore) prowadzi dom, piecze ciasta na sprzedaż, działa w kobiecych organizacjach, on (Charles Melton) pracuje jako radiolog. Mają przestronną willę na przedmieściach i pozornie są kochający i szczęśliwi. Jednak to tylko lukrowana polewa. Nie da się uciec od przeszłości. Ona jest ciągle dziecinny i niedojrzały, ona mu matkuje, a nawet steruje. Pojawianie się aktorki (Natalie Portman), która ma zagrać w filmie opowiadającym te historię, jeszcze bardziej komplikuje sytuację. Jej intencje nie są do końca czyste, a pod chęcią perfekcyjnego przygotowania się do roli, kryje się coś jeszcze.

„Obsesja” była dla mnie dziwnie drażniąca, począwszy od opowiedzianej historii, przez amerykański styl życia na wielce znaczących zatrzymaniach kamery i dramatycznej muzyce kończąc. Jeden  plus z seansu. Przekonałam się, że Natalie Portman jednak potrafi grać.   

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *