Biedne istoty

8/10

Wyjątkowy film i niezwykła podróż, o których szybko nie zapomnimy. Kino autorskie w najlepszym wydaniu. W „Biednych istotach” znów mamy do czynienia z nieokiełznaną wyobraźnią Yorgosa Lanthimosa. Reżyser nie boi się prowokacji. Wraca do nurtujących go tematów: kontroli, dominacji, zniewolenia, manipulacji, tresury oraz wpływu, jaki ma na nas otoczenie, w którym żyjemy.

„Biedne istoty” to Frankenstein po nowemu, w feministycznym wydaniu. Znów mamy do czynienia z szalonym, ekscentrycznym, genialnym naukowcem. Jednak główną bohaterką jest Bella, kobieta stworzona na stole chirurgicznym. Bella ucieka od ram, stereotypów, oczekiwań. Ma w sobie ciekawość, zachłanność i zdolność przyswajania wiedzy dziecka. Chłonie rzeczywistość jak gąbka. Z czasem dojrzewa, odkrywa siebie. Chce żyć na swoich zasadach, decydować o sobie. Pragnie kształtować nie tylko swoje życie, ale i otoczenie. Bella to odkrywca (stwierdzenie to wielokrotnie pada w filmie). Poznaje świat empirycznie, przeprowadza eksperymenty i wyciąga z nich wnioski. Jest odważna i nie da się podporządkować żadnemu mężczyźnie.  

Warstwa wizualna „Biednych istot” zapiera dech. Z sensu wyszłam oszołomiona. Robią wrażenie mieniąca się feerią barw scenografia i przepiękne kostiumy. Znakomite są zdjęcia. Za kamerą ponownie stanął Robbie Ryan. Podobnie jak w „Faworycie”, korzysta z szerokokątnych obiektywów i efektów rybiego oka. Bawi się deformowaniem obrazu.  

„Biedne istoty” to film z przymrużeniem oka, kąśliwa satyra na świat mężczyzn. Dialogi pierwsza klasa! Obrazem można się zachłysnąć. Film niewątpliwie inny. Jestem przekonana, że zgarnie niejedną Oscarową statuetkę. Pierwsze wrażenie to zachwyt. Jednak im bardziej zastanawiałam się nad filmem, tym ten zachwyt stygł. W pięknej formie jakby zabrakło treści.    

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *